Po co nam te feminatywy?

W dyskusji o języku inkluzywnym często podnoszony jest temat: po co. Dlaczego mamy uwzględniać obie formy rodzajowe lub neutralne formy rodzajów, jak np. osoby pracujące, czy pracownicy_czki, zamiast po prostu pracownicy. I temu wątkowi chcemy się dziś przyjrzeć.

Przecież, wiadomo o co chodzi, po co komplikować, wydłużać.

Jak już w poprzednim materiale pisałyśmy, język to narzędzie, które pomaga nam porządkować naszą rzeczywistość, nasz świat, ludzi w nim istniejących, zjawiska, koncepcje. To jakiego języka używamy, jak świadomie, ma znaczenie.

Wyobraźmy sobie sytuację – konferencja naukowa, wiele osób z świata medycyny zebrało się, aby dyskutować i znaleźć rozwiązanie dla ważnych kwestii. Na koniec prowadzący wypowiada słowa podziękowania: „Dziękuję wszystkim zaangażowanym lekarzom za ich pracę podczas konferencji. Wasz wkład jest kluczowy i nieoceniony.”

I bardzo miło, lekarze czują się docenieni, ich wkład został wymieniony. A co z lekarkami? Bo kobiety także w debatach brały udział i również miały swój znaczący wkład w ich rozwój. Oczywiście, można powiedzieć, że czepiamy się, one się domyślą, że według intencji mówcy były uwzględnione w zbiorze „lekarze”.

Ok. Może część tak, może inne uznają, że powinny jednak być wymienione wprost. I mają do tego prawo.

Spójrzmy teraz szerzej na tę sytuację. W mediach pojawia się krótka wzmianka o konferencji wraz z docenieniem jej efektów. Dziennikarka w telewizji prezentując materiał mówi: „Dzięki nieocenionemu wkładowi lekarzy, podczas konferencji udało się znaleźć wiele znaczących odpowiedzi na nurtujące medycynę pytania.”

Materiał ogląda dziewczynka i słysząc ten komunikat wyobraża sobie lekarzy, czyli panów w kitlach dyskutujących na wielkiej sali. Myśli sobie, że pewnie są to bardzo mądrzy panowie, skoro wymyślili tak ważne rzeczy. A o czym może sobie nie pomyśleć lub czego nie wyobrazić? Pań lekarek, które nie zostały wymienione wprost, że były ważną częścią zespołu obradującego, którym teoretycznie nie podziękowano, a może nawet w kilku sekundowym nagraniu nie było ich w ogóle widać.

Możemy zapytać, no i co z tego.

Być może dla niektórych osób to nie ma znaczenia. A być może wspomniana dziewczynka przez to, że rzadko (albo wcale) stykała się z reprezentacją kobiet wśród zawodów medycznych czy naukowych (jak np. lekarka, chirurżka, naukowczyni, inżynierka) przy wyborze kariery zawodowej nie weźmie nawet pod uwagę (mimo, iż ma predyspozycje) zawodu lekarki, bo będzie kojarzyć to z profesją zarezerwowaną tradycyjnie dla mężczyzn.

Oczywiście jest wiele czynników, które wpływają na takie decyzje. I wiele elementów, które pomogłyby dziewczynce podjąć bardziej nieograniczającą ją decyzję. Powyższą historię można nazwać dużym uproszczeniem.

Jednak przejdźmy z domysłów i interpretacji do badań naukowych, które tak wszyscy lubimy.

Społeczne przekonania a nasze wyobrażenia

Raport Instytutu Badań Strukturalnych „Nierówności płacowe kobiet i mężczyzn” z 2016 roku pokazuje, że 77% Polek i Polaków zgadza się z twierdzeniem, że: „najważniejszą rolą kobiety jest opieka nad domem i rodziną”.

Co oznacza, że w społecznym przekonaniu – sporo ponad połowa osób – uważa, że opieka nad innymi (rodziną etc.) jest i powinna być kluczowym obowiązkiem kobiet. Czy jest tu miejsce na karierę zawodową lub inne formy rozwoju osobistego? No nie ma. Czy kobieta, która zdecyduje się jednak na tę karierę , a mniej uwagi poświęci rodzinie, będzie miała łatwo w takim społeczeństwie? No nie, bo według niego sprzeciwia się swojej „najważniejszej roli”.

Czy pracodawcy_czynie w takiej społeczności będą zapraszali kobiety na rozmowy rekrutacyjne na stanowiska inne niż związane z opieką? No niekoniecznie, bo przecież rolą kobiety jest co innego, więc do innych ról się „nie nadaje”.

 A teraz wracając do przykładu naszej dziewczynki, czy w takim społeczeństwie będzie jej łatwo uwierzyć w siebie i w wybór jakiego może dokonać, poszerzyć swoje horyzonty również na bardziej „męskie” profesje? Już sami_e sobie odpowiedzcie.

Nie żyjemy w próżni, wszystko ma znaczenie i wpływ na nas.

Nasze przyzwyczajenia światopoglądowe, choć wygodne, potrafią być krzywdzące, a nawet prowadzić do dyskryminacji osób. Również nasze przyzwyczajenia językowe. Język opisuje rzeczywistość, ale i buduje świadomość.

Gdyby w komunikatach od początku używać obu form rodzajowych: „lekarze i lekarki” byłoby to, po pierwsze zgodne z stanem faktycznym, po drugie uwzględniłoby kobiety, po trzecie po prostu włączające, inkluzywne.

A co się dzieje, jak jakąś grupę społeczeństwa wykluczamy? W przypadku debaty o feminatywach jakąś połowę populacji ludzkości.

Na przykład śmierć. I o tym, że to nie jest ani przenośnia, ani przesadzony dramatyzm, pisze Caroline Criado Perez w swojej książce „Niewidzialne kobiety”[1] z 2019 roku. Według jej analizy wynika, że tak istotne kwestie jak np. systemy bezpieczeństwa samochodów są seksistowskie. Dlaczego? Bo są projektowane dla mężczyzn, to znaczy według męskiej średniej wagi, wzrostu, budowy ciała. A przecież znacząco różnimy się miedzy sobą.

W konsekwencji, gdy mówimy o takim samym wypadku, któremu może ulec kobieta i mężczyzna,  dla kobiety szansa na odniesienie poważnych obrażeń jest o 47% wyższa, prawdopodobieństwo umiarkowanego uszczerbku na zdrowie jest o 71% wyższe, a ryzyko odniesienia śmierci jest o 17% wyższe, niż dla mężczyzny w takiej samej sytuacji. Czy już boicie się wsiąść do samochodu? Niestety jest gorzej.

Na przykładzie setek badań Caroline Criado Perez pokazuje, jak brak danych na temat kobiet – ich potrzeb, zdrowia, sposobu korzystania z infrastruktury i usług publicznych, funkcjonowania na rynku pracy, prowadzi do ich systemowej dyskryminacji.

Dlatego – NIE. Używanie feminatywów, językowe uwzględnianie form żeńskich, a co za tym idzie podkreślanie, że kobiety istnieją nie jest przesadą.

Kształtowanie rzeczywistości

Potrzebne jest „kombinowanie”, „wydłużanie”, czyli uwzględnianie obu rodzajów, jak np. uczennice i uczniowie.

Bo wypowiedzenie, napisanie tego może uświadamiać, że to nie jest jednorodna grupa[2]. I ta złożona z różnych osób grupa ma różne potrzeby. Uświadamiając sobie te potrzeby jesteśmy w stanie lepiej na nie odpowiadać, a nie kierować rozwiązania, produkty, usługi do ogólnego „oni”, którzy w domyśle będą w naszych głowach (a wygląda na to, że na pewno w głowach osób projektujących te rozwiązania) najczęściej mężczyznami.

W proponowaniu rozwiązań analizując potrzeby obu płci, jesteśmy na te potrzeby bardziej wrażliwi_e. Dzięki temu tworzymy bardziej włączającą rzeczywistość.

Ponownie przykład z „Niewidzialnych kobiet” – toalety dla kobiet i mężczyzn są projektowane tak samo (tyle samo toalet męskich i damskich) mimo, że różnimy się fizjologicznie i mamy inne potrzeby np. kobiety menstruują. Nawet przepisy sanitarne usankcjonowały zasadę pół na pół. A co na to rzeczywistość? Niech pierwsza rzuci kamieniem osoba, która nigdy nie zauważyła, że to do damskiej toalety najczęściej ustawia się kolejka.

Ale to takie nienaturalne

Wszystkim osobom odczuwającym teraz wewnętrzny sprzeciw i myślącym: „ale naprawdę po co aż tak zmieniać język, po co się czepiać, przesada”, przypomnijmy, że język jest narzędziem, które ma nam służyć. Nie odwrotnie.

Potrzebujemy go do opisywania rzeczywistości, także społecznej i do budowania świadomości. Ta rzeczywistość się zmienia, a język ewoluuje wraz z nią. I tak, to już się dzieje. Nawet Wielki Słownik Ortograficzny PWN musi za tymi zmianami nadążać. W ostatnich latach szczególnie w dużej mierze za sprawą internetu. Dzięki temu pełnoprawnymi słowami w naszym języku są (wcześniej nieznane i obce) np. „mem”, „lajkować”, „selfie” czy „ageizm” (dyskryminacja ze względu na wiek, zwykle w kontekście osób starszych) „adultyzm”[3] (dyskryminacja ludzi ze względu na ich młody wiek).

Język się zmienia w odpowiedzi na potrzeby rzeczywistości, nasze osób użytkujących potrzeby.

Oczywiście każda zmiana wymaga czasu, oswojenia się z nią, osłuchania. Wymaga prób i błędów. I to jest w porządku. Nie w porządku jest podważanie potrzeby bycia uwzględnionym przez język.

Potrzebujemy tego rozróżnienia na rodzaj męski i żeński, potrzebujemy języka inkluzywnego, bo używanie go to działanie antydyskryminacyjne samo w sobie. Przyczynia się do tworzenia bardziej inkluzywnej rzeczywistości, która uwzględnia różnorodność.

A w  kolejnym artykule, kontynuując dyskusję na temat języka inkluzywnego, przyjrzymy się bliżej kilku mitom związanym z feminatywami. Do następnego przeczytania.

Projekt “Lokalnie dla różnorodności” jest realizowany przez Stowarzyszenie Diversja we współpracy z Grupą Credit Agricole, dzięki wsparciu Program Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy z funduszy EOG.

[1] Więcej o książce na Instagramie @zywabiblioteka w zapisanych stores „Książki”

[2] W tym temacie polecamy tez podcast na Spotify „Dobrze zrozumieć” odc. 8

[3] Źródło: wsjp.pl, również sjp.pl