Jak nie interpretować podejścia intersekcjonalnego i czemu rywalizację lepiej zachować dla sportu

Cztery osoby siedzą przy długim stole, na którym są rozłożone kartki, jedna nachyla się nad stołem i zapisuje, pozostałe osoby obserwują zamyślone

Dziś trochę o tym czym podejście intersekcjonalne nie jest i jak często jest nadużywane. Analizujemy też skutki rywalizacji w porównywaniu się z innymi osobami.

Pułapki czytania intersekcjonalności dosłownie

W momencie gdy zaczynamy dostrzegać więcej głosów osób, które mają złożoną, wielowarstwową tożsamość, coś zaczyna się dziać. Część z nas może pomyśleć: „super, przecież nie każda osoba jest jednowymiarowa, ciekawe, że te wymiary mają tak szerokie spektrum” i rzeczywiście przyjmować tę złożoność, uczyć się jej, akceptować, uznawać ją za wartościową.

Z drugiej jednak strony znajdą się osoby, które będą widzieć w tym podejściu rywalizację o to, kto ma gorzej.

Taka narracja skupia się głównie na zbieraniu punktów w zawodach o miano osoby lub grupy najbardziej wykluczonej, która ma po prostu w życiu (w danym kontekście społeczno-kulturowym) najgorzej z powodu swojej tożsamości.

Przeanalizujmy tę narrację: osoba biała, ma większy przywilej, niż osoba niebiała, jednak biała kobieta będzie miała mniejszy przywilej, niż biały mężczyzna, jest zatem w trudniejszej sytuacji. Czarna kobieta, z racji większego narażenia na dyskryminację wynikającą z więcej, niż jednego powodu, cechy, może mieć trudniejszą sytuację, niż biała kobieta (pamiętamy dyskryminację krzyżową z ostatniego tekstu).

Idąc dalej, czarna osoba niebinarna będzie w jeszcze trudniejszej sytuacji, niż wspomniana wcześniej niebiała kobieta, więc „ma jeszcze gorzej”. Jednocześnie jeśli zestawimy z tą osobą kogoś, kto prócz tego, że nie jest biały, nie identyfikuje się binarnie pod względem płci i dodatkowo porusza się na wózku, mamy jeszcze kolejny poziom bycia w złej sytuacji. W tej perspektywie osoba, która ma gorzej, ma paradoksalnie lepiej, bo zbiera jakieś metaforyczne punkty, przez co wygrywa tę rywalizację.

Jednak czym w rzeczywistości jest taka narracja. Przedstawia ona życie, i to najczęściej życie osób z grup marginalizowanych, jako grę, rywalizację, prześcigiwanie się w tym kto doświadcza większej opresji, po to żeby zdobyć więcej punktów i ostatecznie stanąć na podium?

Tylko życie to nie gra, punktów nikt nie rozdaje, nie ma też podium, ani zwycięzców.

Bo co może być zwycięskiego w tym, że jako osoba z złożoną tożsamością, posiadasz cechy, które są tymi najmniej pożądanymi w perspektywie kulturowej i społecznej. A Twoją „nagrodą” jest jedynie wykluczenie i ograniczanie Twoich szans.

Jakie ograniczenie? Np. ograniczenia Twojego udziału w życiu towarzyskim i publicznym, bo np. masz ograniczoną mobilność, a infrastruktura jest niedostosowana do złożonych potrzeb, niedostępna, nie masz dostępu do internetu, bo w miejscowości, w której mieszkasz trudno o światłowód, a w dodatku jest on bardzo drogi, a Ty potrzebujesz tych środków np. na utrzymanie i leki. Z podobnych powodów masz ograniczony dostęp do dobrego zatrudnienia i godnej płacy, bo w okolicy raczej nie ma ciekawych ofert i inkluzywnych firm, a praca zdalna w obecnym miejscu zamieszkania nie wchodzi w grę.

Czy to brzmi prawdopodobnie? Czy wykluczenie cyfrowe i komunikacyjne w Polsce to rzadkość? W wielkich miastach tak. Ale poza nimi również toczy się życie. Jest wiele przykładów dyskryminacji osób ze względu na różne cechy ich tożsamości.

Olimpiada opresji z perspektywy uprzywilejowanej

Ale wróćmy do opisywanego zjawiska. To, tak zwana olimpiada opresji1, bo tak określa się wspomniane zjawisko rywalizacji w tym kto ma gorzej. Ta narracja jest używana zarówno w relacjach między grupami marginalizowanymi, jak i w środowiskach, które postrzegają intersekcjonalność jako zagrożenie.

Skupmy się na tej drugiej grupie.

Zapewne często spotykacie się z unieważnianiem, podważaniem, lekceważeniem perspektywy osób z grup nieuprzywilejowanych. Narracja olimpiady opresji jest formą podważenia, zlekceważenia osób, które doświadczają wykluczenia. I takie podważanie ma na celu podtrzymania status quo i powstrzymanie zmian, jakie z przyjęciem tych różnorodnych perspektyw mogą się wiązać.

Obawa przed każdą zmianą jest naturalna, obawa przed zmianą perspektywy również. Opór na akceptacje tego, że są osoby z innym doświadczeniem może wynikać z niewiedzy. Może też być chęcią obrony tego co dla osoby jest normą, czyli czymś znanym i bezpiecznym. Może być chęcią utrzymania swojego przywileju. Bo skoro w tej grze o to kto ma gorzej nie mam szans, bo nie mam tak źle, to czy to znaczy, że mój przywilej będzie mi odebrany, będę musiał_a się nim dzielić?

Warto się zatem zastanowić z czego wynika mój opór przez przyjęciem perspektywy osób doświadczających opresji. Bo może po prostu dzięki niemu wzmacniam nierówności społeczne i je legitymizuję.

A z równością i prawami człowieka jest tak, że to nie jest tort, z którego każdy bierze swój kawałek, aż tort się kończy i równości nie starcza dla wszystkich. Otwieranie się na równość dla wszystkich grup, również tych marginalizowanych nie odbiera nikomu ich przywilejów. To po prostu więcej osób z danymi przywilejami, uprawnieniami, akceptacją w społeczeństwie.

Tutaj małe przypomnienie

Odrzucanie czy brak przyjęcia do wiadomości zjawisk i doświadczeń, których my osobiście nie doświadczyliśmy_łyśmy, które nas nie dotyczą, nie sprawi, że te zjawiska przestaną istnieć. Dyskryminacja jest faktem i ma wiele odsłon. Przytaczałyśmy wiele badań na ten temat, ale zachęcamy do własnych poszukiwań, jeśli tylko macie chęci i zasoby. Jest tego w sieci sporo, bo to się dzieje, osoby wciąż doświadczają dyskryminacji w różnych obszarach swojego życia i z uwagi na cechy ich tożsamości, których nie mogą zmienić jak np. tożsamość płciowa, przynależność etniczna, wiek etc.

Olimpiada opresji z perspektywy „osób uczestniczących”

Olimpiada opresji2 zbiera swoje żniwo antagonizując różne grupy mniejszościowe wobec siebie, przez co tylko wzmacnia mechanizmy opresji.

Jest to dysfunkcyjne dla środowisk marginalizowanych, które wchodzą w tę tendencję i porównują siebie do innych grup, analizując kto ma gorzej w strukturze społecznej. Ten mechanizm wspiera opresyjny charakter konstruktu społeczno-kulturowego i tylko wzmacnia stereotypy, nierówności, wrogość między osobami z grup mniejszościowych. Poza tym, wyczerpuje energetycznie i emocjonalnie.

I teraz chwila na refleksję.

Czy nie efektywniej byłoby skoncentrować swoje wysyłki, energię, zasoby, moce tam, gdzie to przyniesie realną zmianę, a może nawet więcej równości i zrozumienia?

Czy nie lepiej, zamiast porównywać która trauma jest najgorsza, po prostu je wszystkie uznać, zaakceptować i się wspierać w ich przekraczaniu?

Czy w zjednoczonej, współpracującej, różnorodnej grupie nie jest łatwiej?

O tym, że w drodze po równość społeczną warto szukać wsparcia, wzmocnienia i sojusznictwa porozmawiamy w kolejnym artykule.

 

 

Artykuł powstał w ramach projektu “Lokalnie dla różnorodności” realizowanego przez Stowarzyszenie Diversja przy wsparciu Credit Agricole Bank Polska z dotacji programu Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy finansowanego przez Islandię, Liechtenstein i Norwegię w ramach Funduszy EOG.

1Określenie to zostało pierwszy raz użyte w rozmowie dwóch aktywistek Angeli Y. Davis & Elizabeth Martínez w 1993 r.: https://culturalstudies.ucsc.edu/inscriptions/volume-7/angela-y-davis-elizabeth-martinez/, a my znamy je z webinaru Natalii Saraty o tym i innych pojęciach w edukacji antydyskryminacyjnej na kanale You Tube Towarzystwa Edukacji Antydyskryminacyjnej (wkrótce podrzucimy link), który polecamy.

2Więcej o tym określeniu np. tu: https://geekfeminism.fandom.com/wiki/Oppression_Olympics