Dzisiaj może mniej edukacyjnie, ale bardziej filozoficznie, refleksyjnie. Jednak równie wartościowo, bo w edukacji kluczowa jest autorefleksja, zadawanie pytań i poszukiwanie odpowiedzi, kwestionowanie swoich przekonań. To wszystko daje nam możliwość rozwoju i zmiany, zwiększania naszej świadomości.
Działając na co dzień w obszarze edukacji antydyskryminacyjnej często współpracujemy z grupami mniejszościowymi, osobami doświadczającymi wykluczenia, dyskryminacji, stereotypizacji. W tej pracy i edukacji bardzo ważne jest poznawanie różnorodnych perspektyw, doświadczeń. Z drugiej strony wymaganie od osoby z grupy marginalizowanej wyjaśniania przedmiotu swojej opresji, to wyzysk epistemiczny.
Jak wyzysk może wyglądać?
Autorka koncepcji wyzysku epistemicznego Nora Berenstain w swoim artylule1 opisuje, jak może wyglądać to zjawisko na uczelniach wyższych.
Wobec wielu wyzwań zarządzania różnorodnością również w placówkach edukacyjnych wymaga się od osób np. o niebiałym kolorze skóry, wykładowców i wykładowczyń, aby angażowały się i wykonywały pracę na rzecz różnorodności. Aby wspierały studentów_ki z swojej społeczności, dzieliły się swoim doświadczeniem. Jest to także praca na rzecz PRu instytucji, która to jest zobowiązana do realizowania pewnych nałożonych na nią polityk i projektów promujących różnorodność. Z perspektywy uczelni te działania PRowe (w rzeczywistości często działania realizowane rękami grup mniejszościowych pracujących na uczelni) przynoszą korzyści, czasami docenienie nagrodami, czy tytułem uczelni wspierającej różnorodność etc.
Natomiast z perspektywy zaangażowanej w te działania osoby z grupy mniejszościowej, jest to niepłatna i niedoceniana, a na pewno wyczerpująca, wymagająca ciągłego, osobistego zaangażowania praca. Która często ma skutki emocjonalne i zdrowotne. To też mniej czasu na inne działania, rodzinę, pasje czy zdrowie.
Często taka praca nie ma przełożenia na zmiany w zakresie wdrażania różnorodności w instytucji, jest jedynie na pokaz. Co może być demotywujące. Jednakże to właśnie od osób z grup mniejszościowych wymaga się tego zaangażowania, bo to one mają doświadczenie dyskryminacji.
Przykład z naszego podwórka
Przyjrzyjmy się najbliższemu nam przykładowi – Żywej Bibliotece. Założenia tego projektu to umożliwienie doświadczenia rozmowy z osobą z grupy marginalizowanej w celu poznania jej perspektywy. Zachęcamy do przeżycia czegoś na własnej skórze, aby na podstawie dopiero tego bezpośredniego doświadczenia dialogu, wyciągnąć własne wnioski na temat grupy, osoby, sytuacji. Sugerujemy, aby nie poprzestawać na wiedzy zdobytej w mediach, internecie, od znajomych etc., która często bazuje na stereotypach, a spróbować doświadczyć osobiście.
Perspektywa Czytelnika_czki Żywej Biblioteki – dostaje on_a okazję, aby zweryfikować swoje postrzeganie danej mniejszości, poprzez rozmowę z jej reprezentantem_ką.
Perspektywa Żywej Książki, to otwarcie się na każdą osobę, która zdecyduje się na doświadczenie tej rozmowy, często próby weryfikacji swoich przekonań, czy znalezienia odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Książka to osoba autentyczna, wnosząca do projektu siebie, doświadczenie bycia sobą, bycia daną odsłoną swojej tożsamości, zawężoną na potrzeby tego doświadczenia edukacyjnego. Zatem Książa ogranicza się do jednego aspektu siebie, czyli np. orientacji psychoseksualnej lub narodowości. Jednak w toku rozmowy dzieli się swoim prawdziwym doświadczeniem, historią, trudnymi i pozytywnymi chwilami z swojego życia. I często trudno oddzielić inne warstwy swojej tożsamości i o nich nie opowiadać, bo przecież zawsze jesteśmy całością, jesteśmy różnorodną, złożoną osobą.
I to jest w pewnym sensie punkt kulminacyjny, który może się w rozmowie w Żywej Bibliotece pojawić – obie strony uświadamiają sobie, że każdy_a z nich jest osobą, mogąca identyfikować się z różnymi grupami, społecznościami, tożsamościami. I często po prostu po takiej rozmowie Czytelnik_czka wychodzi z wnioskiem, że tak naprawdę niewiele się od siebie różnimy.
Taka rozmowa to oczywiście indywidualna, intymna sprawa i może mieć bardzo różne odsłony, przebieg i finał.
Zmierzmy się zatem z zarzutem, że projekt pogłębia wyzysk epistemiczny tych grup.
W Żywej Bibliotece główna wartość edukacyjna leży po stronie Żywych Książek, czyli osób z grup mniejszościowych. Doświadczenie edukacyjne, jakie zachodzi między Czytelnikiem_czką a Książką, to rozmowa, w której to Książa opowiada o swoim życiu, perspektywie osoby marginalizowanej, wykluczanej, często dyskryminowanej. Czytelnik_czka w wysłuchuje bezpośredniej, autentycznej relacji i konfrontuje swoje „prawdy”, postrzeganie, pomysły nt. danej grupy z doświadczeniem osobistym Książki. Nad tym nie da się przejść obojętnie. Nie da się tego zakwestionować. To co jest możliwe (niestety) podczas publicznego wystąpienia np. głowy państwa („LGBT to nie ludzie”) dla porwania tłumu i ich emocji, w sytuacji intymnej rozmowy dwóch obcych sobie osób jest trudne. Bardzo ciężko jest w tak bezpośrednim kontakcie odmówić osobie jej człowieczeństwa. Bo po prostu je widzimy, czujemy, doświadczamy go.
To mamy nadzieję, robi Żywa Biblioteka dla wielu osób. Badamy to również w ewaluacjach, więc nie jest to jedynie abstrakcyjna nadzieja.
Jednak prawdą jest, że dla Żywej Książki to może być obciążające, wyczerpujące intelektualnie i emocjonalnie. Bo wysiłek, wolontaryjna, wymagająca praca emocjonalna została wykonana i ma zapewne swoje skutki.
Musimy zdawać sobie z tego sprawę.
Możemy się bronić, że nie wywieramy presji na Żywych Książkach, ze ich udział w projekcie jest dobrowolny, a wręcz często wynika z ich poczucia misji, chęci wspierania swoim doświadczeniem, przykładem zmiany społecznej. Możemy też mówić, że przygotowujemy te osoby do swej roli, zarówno od strony idei projektu, jego zasad, ale i przydatnych praktycznych metod radzenia sobie np. z „trudnym czytelnikiem_czką”. Możemy mówić, że bardzo dbamy o bezpieczeństwo Żywych Książek, że mamy zasady według których wiedzą, jak przerwać trudną interakcję, że staramy się dbać o ich komfort i dobrostan prosząc, aby robiły sobie przerwę, wspieramy rozmową, kiedy trzeba. Często rozmawiamy i dyskutujemy z Książkami o ich roli, o tym, że nie powinny traktować jej jako misja i poświęcać się jej bez reszty, bo to one są najważniejsze i ich zdrowie psychiczne i fizyczne. Możemy powiedzieć, że robimy jako organizatorzy_rki wiele, aby dbać o te osoby, co do których mamy ogromny szacunek, cenimy je i to co robią dla idei projektu. I to wszystko będzie prawda.
Jednak czy to coś zmienia w kontekście poniesionego wysiłku? Oczywiście możemy tłumaczyć, że intencje są dobre i wspólnie mamy wielkie cele zmiany społecznej, zatem koszty nie zawsze są istotne.
Jednak czy intencje wszystko usprawiedliwiają?
Czy sytuacja się zmieni, jeśli organizatorami_kami będzie reprezentacja osób z grup mniejszościowych? Czyli niejako osoby wykluczone same podejmą inicjatywę, aby edukować większość?
Nie zmieni to faktu, że po pierwsze praca zostanie wykonana w takim samym wymiarze, i tak samo nieodpłatna, emocjonalna i wyczerpująca. Po drugie odbiorcami_czyniami procesu edukacji będzie dominująca większość, zatem samo to, że ta praca musi być wykonywana (bo nie ma społecznej równości i powszechnej akceptacji dla różnorodności), fakt istnienia tej potrzeby edukacyjnej, potrzeby działań antydyskryminacyjnych, jest dla grup marginalizowanych wystarczająco obciążające. Stawia te społeczności w sytuacji konieczności podejmowania tych działań.
Bo pamiętajmy, że niezależnie od skali (angażowanie się aktywistyczne, czy po prostu stykanie się z pytaniami w interakcjach na co dzień) pojawia się konieczność edukowania, po raz kolejny, bezpłatnie, bez podziękowania, poświęcając ileś czasu, energii, emocji etc.
Nie zrobisz tego? Jesteś nieuprzejmy_a, przewrażliwiona_y, wymyślasz etc.
Z tą refleksją na dziś Was zostawiamy.
W kolejnym materiale zaprosimy Was do rozważań nad tym jak działać.
Artykuł powstał w ramach projektu “Lokalnie dla różnorodności”, który jest realizowany przez Stowarzyszenie Diversja we współpracy z Grupą Credit Agricole, dzięki wsparciu Program Aktywni Obywatele – Fundusz Krajowy z funduszy EOG.